Aby docenić rewolucję jaką było pojawienie się nieliniowego montażu, należy cofnąć się do początku rozwoju kinematografii – do czasów, kiedy montażysta był reżyserem i operatorem kamery w jednej osobie. Największymi przyjaciółmi pierwszych montażystów były: klej i nożyczki. Cięcie i klejenie taśmy filmowej starano się modernizować, ale cały czas, na skutek montażu „niszczono” taśmę filmową, sytuację zmienił dopiero nieliniowy montaż.
Pierwszy krok
Tradycyjny montaż oznaczał dwie rzeczy: pracochłonność i niszczenie materiału. Narzucał też sposób organizacji kolejnych dni zdjęciowych. Wynika to z trudności przeniesienia ujęć zarejestrowanych w ostatnich dniach na początek filmu. Oczywiście jest to kwestia logistyki – wszystko można było zorganizować i… pociąć.
Nieliniowy montaż (Non-Linear Editing, w skrócie NLE) nie pojawił się znikąd. Jego początki związane są z wideo i elektronicznym przetwarzaniem obrazu. Pierwszy system nieliniowej edycji wideo został zaprezentowany w 1971 r. – CMX-600 (zob. ilustrację poniżej). Na pierwszy rzut oka widać…, że nie jest to laptop – sam moduł przechowywania materiałów wideo zajmował wielkość dużego mebla. Kolejne dekady to nowe systemy oparte na nowościach technologicznych w obrębie komputerowego przetwarzania obrazu – wszystko powoli zmierzało na desktopy.
Nieliniowy montaż to niedestruktywna praca
Nieliniowy montaż daje nam pełną swobodę w zakresie organizowania „dni zdjęciowych”. Poszczególne ujęcia możemy realizować w oparciu o dowolny klucz: finansowy, logistyczny, dostępność aktorów itd. Ta swoboda przekłada się także na narzędzia do montażu komputerowego. Możemy w dowolny sposób organizować ujęcia w bibliotece oraz umieszczać je na linii czasu.
Pracując z programami do montażu NLE nie możemy w żaden sposób zniszczyć edytowanego materiału, gdyż mamy do czynienia z cyfrowymi kopiami. Szkody mogą się pojawić jedynie na etapie renderingu i kompresji. Jeśli zaś przez przypadek usuniemy lub uszkodzimy plik z ujęciem, to możemy go z łatwością przywrócić z kopii bezpieczeństwa.
Koncepcja NLE zakorzeniła się w grafice komputerowej tak samo mocno jak warstwy, które kojarzymy głównie z programem Photoshop – na tyle mocno, że wydaje się, iż była obecna od zawsze. Myślenie przez pryzmat NLE, pozwala na swobodę. Ta swoboda przenoszona jest właściwie na wszystkie dziedziny pracy z cyfrowym obrazem; przykładowo w obrębie animacji 3d nie jesteśmy w żaden sposób ograniczeni przez scenopis lub scenorys. Ujęcia realizujemy w wybranym przez nas kluczu. Animując postać możemy dowolnie ściskać, rozciągać, ciąć i mieszać ze sobą fragmenty animacji. Nawet jeśli NLE nie jest obecne w naszej świadomości z nazwy, to i tak uczymy się i myślimy o grafice wg NLE.